Geoblog.pl    jigusoo    Podróże    Japonia 2010    W kierunku Fuji etap I - dłuuugie perypetie z bagażami
Zwiń mapę
2010
09
sie

W kierunku Fuji etap I - dłuuugie perypetie z bagażami

 
Japonia
Japonia, Tōkyō
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 209 km
 
~ NARESZCIE DODAJĘ! ~

Jakoś udało nam się spakować i do 10 usunąć się z hostelu. A przynajmniej zrobić check-out (tata poleciał 3 minuty przed dziesiątą, a my jeszcze znosiliśmy bagaże). Nasze rzeczy były podzielone i osobno popakowane - te, które bierzemy pod Fuji oraz te, które zostają na tokijskim dworcu w szafkach. Tak czy inaczej, dużo tego było i ciężkie. Dotelepaliśmy się jakoś do Tokyo eki*, z którego w środę mieliśmy jechać shinkansenem do Fukuoki i poszliśmy do szafek, znalezionych już dzień czy dwa wcześniej. Niestety okazało się, że wszystkie duże są już zajęte... Nie ma to jak wielki dworzec w godzinach szczytu. Na szafkach wisiał plan dworca z zaznaczonymi innymi przechowalniami. Były dwa takie. Rozdzieliliśmy się z Michałem i polecieliśmy jak najszybciej szukać miejsc, a tata został pilnując bagaży.
Ja dotarłam do dużej przechowalni, całego pomieszczenia zastawionego szafkami. Przeszłam całe i z lekkim przerażeniem stwierdziłam, że większość jest zajęta, a jak są jakieś wolne, to tylko małe, do których nie zmieścilibyśmy nic. W końcu zobaczyłam całą ściankę średnich szafek, z czego kilka było wolne. Dopadłam ich i zadzwoniłam do taty, żeby pojawił się tu z bagażami, a potem broniłam dwóch szafek (wydawało mi się, że tyle będzie potrzebne) niczym lew. Dobrze, że je znalazłam i "zaklepałam" - zaraz przyszli następni podróżni i szafki zostały pozajmowane.
Do średniej szafki udało nam się wepchnąć tylko walizkę Michała, z drugiej w ogóle nie skorzystaliśmy. Chcieliśmy skorzystać z normalnej przechowalni, ale niestety nie można było zostawić w niej walizek na noc, a my potrzebowaliśmy przechowalnię na trzy dni... Mieliśmy jeszcze problem z płaceniem, bo po wrzuceniu do zamka kwoty za jeden dzień nie dało się już dopłacić więcej, ale pan z przechowalni wyjaśnił nam, że dodatkowe dni opłaca się przy odbiorze. Tak więc z jedną walizą mniej poszliśmy na górę (przechowalnia była na dole) spowrotem na dworzec...
Tata wpadł na pomysł, żeby od razu zarezerwować bilety na pociąg z Fukuoki do Osaki na sobotę, ponieważ w dniach 13-15.08 (piątek-niedziela) przypada Obon, japońskie święto zmarłych i tłumy ludzi podróżują w swoje rodzinne strony. Nadal obładowani bagażami skierowaliśmy się w stronę shinkansenowej części dworca, gdzie były kasy biletowe. Doszliśmy do nich, patrzymy: a tam czerwone napisy "Only today tickets". Idziemy wzdłuż kas, idziemy, niektórym z nas plecy odpadają od ciężkości plecaka, ale idziemy wytrwale i szukamy tych właściwych. Wreszcie zdaleźliśmy - tak nam się wydawało. Pięć okienek, jedna kolejka do nich, nigdzie nie było widać ww. napisu, same kasy też wyglądały inaczej. Stanęliśmy w długiej wijącej się kolejce. Kiedy już doszliśmy do okienka, okazało się... że tutaj też sprzedaje się tylko bilety na dzisiaj. Zdenerwowani pytamy, gdzie niby w takim razie możemy dostać bilety na środę i dlaczego nie ma tu nigdzie informacji, która by nas odstraszyła. Potem patrzyłam i owszem, była, z tym, że tylko po japońsku. Nie wiem, dlaczego nie zauważyłam jej, to w końcu potrafię odczytać... No nic. Dowiedzieliśmy się, że aby dostać się do właściwych kas należy praktycznie wyjść z dworca, są w holu. Podreptaliśmy, ciągnąc i niosąc plecaki i walizkę, które wydawały się coraz cięższe. Zrobiliśmy z Michałem zamianę, i to już wcześniej, ponieważ ja mojego plecaka (w którym były rzeczy i taty i moje) prawie nie mogłam unieść, a jego był trochę lżejszy.
Wyszliśmy z terenu właściwego dworca i faktycznie - zobaczyliśmy osobne pomieszczenie, opatrzone szyldem "JR and Shinkansen tickets". Weszliśmy i wyjaśniliśmy panu w kasie, jakie bilety chcemy. Okazało się, że dobrze zrobilismy, kupując bilet do Osaki już teraz, wolne miejsca były jeszcze tylko w jednym wagonie i to dla palących... Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy się zgodzić. W końcu to tylko (!) 630 kilometrów, co równa się dwóm godzinom i 40 minutom drogi. (Powtórzę to już któryś raz: gdyby PKP tak jeździło...)
Od razu kupiliśmy bilety na wszystkie pociągi, jakimi mieliśmy jechać w tym tygodniu.** Tokyo -> Shin-Osaka (to po prostu dworzec w Osace), Shin-Osaka -> Hakata (dworzec w Fukuoce), to na środę, i powrotny wspominany Hakata -> Shin Osaka. Pan kasjer się zagalopował i wystawił nam również bilet do Tokio - jak wracać, to wracać...
Po otrzymaniu biletu wróciliśmy do naszego głównego problemu - co zrobić ze zbędnym bagażem, żeby nie musieć pakować się z nim lokalnymi pociągami pod Fuji. Tacie wpadła do głowy pewna, jak się okazało genialna myśl. Ueno. Ueno jest jednym z większych dworców, ale nie tak popularnym jak Tokyo, nie dojeżdża do niego tyle pociągów (nie jestem pewna, czy Shinkanseny w ogóle tam jeżdżą). Wsiedliśmy w następny lokalny pociąg jadący do Ueno. Bingo. Już w najbliższych szafkach znaleźliśmy kilka dużych wolnych, a i tak potrzebna nam była tylko jedna. Wepchnęliśmy tam naszą walizkę i duży plecak Michała, który stwierdził, że nie musi go brać i wyciągnął tylko z niego aparat.


~ c.d. w następnym wpisie - musiałam go podzielić ze względu na przemieszczanie się ~


* Eki - jap. dworzec
** Kupowanie biletów odbywało się za okazaniem JR Pass, który miał każdy z nas, uprawniającego do poruszania się wszystkimi pociągami spółki JR, włącznie z Shinkansenami (oprócz Nozomi, tych najszybszych i najczęściej jeżdżących, a przy okazji najdroższych). Konkretniej, my rezerwowaliśmy sobie miejsca w tych pociągach. Zawsze są 2-3 wagony z miejscami niezarezerwowanymi, ale skoro możemy wziąć rezerwację i być pewni że będą dla nas miejsca, to why not? ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 0.5% świata (1 państwo)
Zasoby: 14 wpisów14 20 komentarzy20 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
04.08.2010 - 13.08.2010