Do Tokio przybyliśmy o 18:47, dokładnie wg rozkładu oczywiście. Hostel zarezerwowany w Nishi-Kawaguchi (Kawaguchi jest właściwie osobnym miastem, wchodzącym w skład Tokio) - musieliśmy kierować się do linii JR Keihin Tohoku, a potem jechać nią długo, długo w stronę Omiyi... na dworcu Tokyo tyle ludzi, że trzeba było się bardzo pilnować, żeby się nie zgubić w pędzącym tłumie. Chcąc nie chcąc, też trzeba było się spieszyć, co momentami bywało niewykonalne ze względu na bagaże, no ale daliśmy radę. Do hostelu w końcu też dotarliśmy, nawet nie mieliśmy z tym problemów. Malutki, niepozorny, widoczny od ulicy budyneczek poobwieszany flagami różnych państw i japońskimi dekoracjami w środku zrobił na mnie duże wrażenie . Ten budynek okazał się być salonikiem, do pokoi wchodzi się z tarasu, a na taras - schodami umieszczonymi oczywiście na zewnątrz. Ogólnie jest wąsko i ciasno, ale w stylu japońskim i bardzo przytulnie. Nasz pokój ma wymiary ok. 1,2 na 3 metry. Mieszczą się w nim trzy łóżka, jedno nad drugim, i przejście, a w jego końcu drabinka na najwyższe legowisko. Najniższe jest bezpośrednio na podłodze...
Mamy tutaj pokój wspólny, dużo większy. Łączy on nasz i jeszcze chyba 2 (?) pokoje. Mamy tu zlew, kuchenkę, komputer stacjonarny, łazienkę japońską (tzw "kucaną"), lodówkę (w tym momencie najchętniej włożyłabym do niej głowę... GORĄCO!!!), garnki nawet, no i jak widać w całym hoteliku darmowe wi-fi. Prysznic i normalna toaleta jest jedna na piętro - traf chciał, że w drugim pokoju wspólnym, no ale, ludzie się integrują przynajmniej :) Prysznic niezamykany - nieprzezroczysta kabina stojąca w kącie pomieszczenia, wokół niej troszeczkę miejsca na przebranie się, szafeczka na rzeczy, odgradzane zasłoną.
Ciasno, bo ciasno, ale naprawdę przytulnie. Mamy tatami na podłodze, budynek ogólnie składa się z drewna i papieru...
Tylko mogłaby być klimatyzacja, nie wiem jak ja przeżyję noc, a jutro ma być 35 stopni...
Przed 10 wyszliśmy jeszcze do sklepu, kupiliśmy trochę jedzenia.
Stwierdzam, że tutejsze gotowe budynie są do niczego (nasze pewnie też, ale nie jadłam XD).