Lotnisko jak lotnisko. Duże. No i w końcu japońskie - biurokracja, wypełnianie papierków... Tam pierwszy raz miałam okazję powiedzieć po japońsku coś więcej niż tylko "sugoi" (użyte na lotnisku w Moskwie do skomentowania sztuczek czterech poznanych tam Japończyków... byli genialni, jakby się z cyrku urwali ^^) - zapytałam kobietę o wdzięcznym imieniu Keiko (tak, tak, jak Keiko Kubota :D) o godzinę, bo sama się w tym zupełnie pogubiłam.
Check-in w hoteliku od 16:30. Zdecydowaliśmy kilka godzin, które mieliśmy wolne przeznaczyć na przywitanie się z morzem...